27 marca 2025
Aktualności

Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą [FELIETON]

Zapewne każdy zna zawarte w tytule słowa Josepha Goebbelsa, niemieckiego ministra propagandy, poświęcone „sztuce”, którą wyniósł do rangi mistrzostwa. Ja się z nimi całkowicie zgadzam, przy czym są one dość uniwersalne i mają zastosowanie również do dzisiejszej aktywności naszych sąsiadów zza Odry. „Polskie obozy śmierci” stają się powoli faktem, trwa brudna kampania dezinformacyjna stawiająca Polaków w miejscu nazistów, propaguje się narrację jakoby Niemcy mieli wzorowo rozliczyć się ze swoich bestialskich zbrodni podczas II Wojny Światowej i coraz bardziej upowszechnia się tak zwany „mit rycerskiego Wehrmachtu”. Można znaleźć jeszcze wiele podobnych przykładów, ale sprowadzają się one do jednego wniosku: Niemcy ochoczo biorą się za pisanie historii na nowo, fałszując ją na potęgę, czyniąc to samodzielnie każdym znanym sobie sposobem oraz co gorsza przy wydatnej pomocy swoich usłużnych polskojęzycznych przyjaciół ergo pożytecznych idiotów. Są trzy grupy takich „pomagierów”.

Po pierwsze: klasa polityczna. Uściślijmy: chodzi o polskojęzyczną klasę polityczną, bo jak inaczej określić parlamentarzystów zasiadających w polskim Sejmie i Senacie czy samorządowców polskich miejscowości, którzy z niczym nieskrępowaną radochą oddają się świadomemu (tak sądzę, wszak większość z nich to ludzie wykształceni i obyci, a przynajmniej za takich pragnący uchodzić) fałszowaniu tragicznej polskiej historii i wywracaniu obiektywnej prawdy na „lewą stronę”. Przykładów takiej błazenady jest bez liku.

Konkrety? Pani poseł Jachira postanowiła skomentować zakup przez PKN Orlen wydawnictwa Polska Press następującymi słowami: „Dzisiaj Polska jest jak Niemcy w momencie dojścia Hitlera do władzy.”. Interesująca diagnoza wskazująca na jakiegoś rodzaju problemy z postrzeganiem rzeczywistości i ewidentnie częste wagary podczas lekcji historii w szkole podstawowej. Pani Prezydent Gdańska – Aleksandra Dulkiewicz popisała się swoją wiedzą podczas audycji w niemieckim (!) radio próbując wciskać kit, że w Polsce: „Wolność jest zabierana po kawałku, to jest przerażające – przecież tak było w III Rzeszy.”. Mam wrażenie, że w tym przypadku ponownie mamy do czynienia z zatrważającym deficytem w podstawowej edukacji. A może to celowe działanie? Czy to celowe wypowiedzi inspirowane przez wpływy z zewnątrz? Na przykład niejaki Roland Hau – szef Związku Mniejszości Niemieckiej w Gdańsku napisał niedawno na portalu Facebook: „Czy naprawdę, w swoim bezkrytycznym patriotyzmie, cały czas chcecie zwierzchności Warszawy, a dokładnie jej żoliborskiej dzielnicy, nad naszym wspólnym Gdańskiem?”. Oj, oj, cały czas marzy im się ten Danzig. IV Rzesza: Początek?

Po drugie: media. Politykom chowającym w sercu jakąś urazę do polskości i wszystkiego co polskie, kroku sumiennie starają się dotrzymać niektóre środowiska dziennikarskie i medialne. W konkurencji fałszowania historii na prowadzenie wysuwa się oczywiście „Gazeta Wyborcza” z Adamem Michnikiem na czele. Myliłby się jednak ten, kto stwierdziłby, że to jakiś mechanizm obronny czy odruch bezwarunkowy po utracie władzy w 2015 roku, bo pewien schemat w tym zakresie można obserwować w zasadzie od dekad. Już w 1994 roku publikowano materiały stawiające Powstańców Warszawskich w złym świetle. Była nawet mowa o tym, że: „AK i NSZ wytłukły mnóstwo niedobitków z getta.”. Siłą rzeczy przez dekady przekaz ten utrwalił się wśród nowych „lewych generacji”, od których wymagano coraz mniej w domach i szkołach, a już najmniej oczekiwano po nich zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Podobnie jak w przypadku klasy politycznej, także i w tej sytuacji „najlepsze” wzorce płyną zza granicy. Metodyczne fałszowanie historii jest i było powszechne również w zagranicznych wydawnictwach i telewizjach. Dotyczy to wszystkich jak świat długi i szeroki. Europa Zachodnia, Ameryka Północna czy Australia, to bez znaczenia – wszędzie spotkamy „polskie obozy śmierci”.

Za gazetami i czasopismami wytyczającymi trendy w tym zakresie szły publikacje książkowe. Zarówno kilkadziesiąt lat temu jak i teraz były one pełne z gruntu fałszywych tez niepopartych żadnymi dowodami. Naturalnie było i jest to celowe działanie. Pierwszy z brzegu, rażący przykład – Reuben Ainsztein w swojej książce pisał: „Polscy faszyści podczas powstania warszawskiego prawdopodobnie zabili więcej Żydów niż Niemców. Wielu z polskich nazistów to byli polscy oficerowie i jako takim dano im dowództwo nad oddziałami Armii Krajowej, gdzie robili wszystko, aby zintensyfikować antyżydowską nienawiść.”. Można teraz zgadywać kiedy wydano to „opracowanie”, bo ten tekst świetnie wpisuje się w ostatnie trendy przypisywania Polsce i Polakom całego zła na świecie. 2020? A może w 2015? Nie. Tę książkę opublikowano w roku 1974. Moda na „dowalanie” Polsce trwa od kilkudziesięciu lat i w istocie ten festiwal fałszu rozpoczął się zaraz po II Wojnie Światowej, ale jak naprawić dekady zaniedbań w kilka lat? Piekielnie trudne zadanie i nie możemy teraz odpuścić tego tematu, jeśli na starość chcemy z godnością spojrzeć w lustro i powiedzieć, że zrobiliśmy co mogliśmy, aby skutecznie walczyć o prawdę historyczną, o dobre imię naszych przodków.

Po trzecie: naukowcy. Swoje trzy grosze do tego przemysłu kłamstwa i fałszu dorzucają (a jeszcze więcej tego „grosza” otrzymują na swoje pseudobadania od różnej maści organizacji lewicowych) środowiska „naukowców i historyków”. Wśród niezmordowanych przedstawicieli nurtu nowej szkoły historycznej prym wiodą na przykład Jan Tomasz Gross, Jan Grabowski czy Barbara Engelking, a z pewnością są oni najbardziej rozpoznawalni. Słynne są (oczywiście w negatywnym sensie) popisowe słowa tej ostatniej pani w kontekście – a jakże! – krwiożerczych Polaków nieustępliwie wciąż i wciąż polujących na Żydów dla pieniędzy, religii, ideologii, bo tak trzeba czy jeszcze z jakiegoś innego zmyślonego powodu: „… dla Polaków to była po prostu kwestia biologiczna, naturalna, śmierć jak śmierć, a dla Żydów to była tragedia, to było dramatyczne doświadczenie, to była metafizyka, to było spotkanie z Najwyższym.”. Gdy pierwszy raz usłyszałem te bzdury zamurowało mnie. Podobnie było za drugim, trzecim…. i dziesiątym razem. Jak można być aż tak odklejonym od rzeczywistości? Jak można aż tak nienawidzić Polaków i Polski? Jak można w taki chory sposób zestawić dwóch ludzi, jakiejkolwiek rasy czy narodowości by oni nie byli. Ale chwileczkę! Czy to w zasadzie nie przypomina pewnych aryjskich – wyrażających wyższość jednej rasy nad drugą – doktryn à rebours?

Równie nielogiczne fikołki historyczne sprzeczne z nauką i obiektywną prawdą mają na koncie liczni koledzy po fachu pani profesor. Na przykład powszechna jest opinia jakoby Jan Tomasz Gross miał wybiórczo traktować materiały i dokumenty archiwalne dopasowując je do z góry postawionej tezy. Najlepszym przykładem obrazującym tę taktykę jest usunięcie cudzysłowu z wyrażenia zapożyczonego z innej publikacji. W pierwotnej wersji brzmiało ono: „nasi” żandarmi, a dzięki manipulacji owi żandarmi stali się dosłownie nasi – w sensie polscy, a nie miejscowi jak zostało ujęte to w oryginalnym tekście. Jakaś odpowiedź na tego typu zarzuty? Oczywiście, że tak. Otóż na przykład broniąc publikacji o Jedwabnem Gross wskazał, że przecież jest ona opatrzona przypisami i odnośnikami. Paradne! To tak jakby teorie o płaskiej ziemi zyskiwały nagle wiarygodność, bo ktoś postanowiłby opatrzyć je odpowiednimi przypisami. To tylko pojedyncze przykłady, ale taki schemat to modus operandi tego środowiska, który jest regularnie stosowany w boju i co stwierdzam z przykrością – stosowany skutecznie.

Wnioski? Konieczność zaplanowania i wdrożenia spójnej ofensywy polityczno-medialno-naukowej służącej rozpowszechnianiu propolskiej narracji historycznej na całym świecie. Chodzi o obiektywną prawdę. Ni mniej, ni więcej. Pisałem o bardzo szkodliwych działaniach przedstawicieli świata polityki, mediów oraz nauki w zakresie fałszowania historii – trzeba im się skutecznie przeciwstawiać. Konserwatywni politycy muszą na przykład zadbać o to, aby nie dochodziło do sytuacji takich jak użycie przez Baracka Obamę sformułowania „polski obóz śmierci”. W tym przypadku rolą prawicowych dziennikarzy jest to, aby funkcjonującym i powszechnie stosowanym na całym świecie wyrażeniem był „niemiecki obóz śmierci”. Prawdziwi naukowcy muszą ugruntować to pojęcie w swoich publikacjach i książkach, również na rynku anglojęzycznym. A na końcu trzeba zrobić o tym porządny film oglądany na całym świecie.

I właśnie o szczegółach jednego z powyższych zagadnień jeszcze słów kilka. Kto wie czy właśnie ten obszar nie jest najważniejszy w dzisiejszych czasach. Mowa o konieczności otwierania się na masowego odbiorcę. Chodzi na przykład o filmy historyczne, ale nie przaśne, pół teatralne występy, a o mega produkcje z udziałem gwiazdorskiej obsady z prawdziwego zdarzenia. Oznacza to oczywiście wydatek konkretnych pieniędzy, ale czy do tej pory jakikolwiek polski film historyczno-wojenny zbliżył się choć odrobinę do legendarnego „Szeregowca Ryana”, który – uprzejmie przypominam – miał swoją premierę w 1998 roku, czyli biorąc pod uwagę specyfikę i rozwój branży wieki temu. Albo czy próbowano nawiązać walkę, z którymś z filmów historycznych firmowanych nazwiskiem Mela Gibsona? Moim zdaniem nie. I można uśmiechać się pod nosem na przesadzony patetyzm w tego typu filmach i dostawać oczopląsu od wszechobecnych w nich amerykańskich flag, ale… to działa! Bo dzięki takim obrazkom każde dziecko na świecie wie na przykład o ogromnej roli amerykańskich żołnierzy w wygraniu II Wojny Światowej.

Czymś co w mojej ocenie szło w dobrą stronę był polski serial „Czas Honoru” – niepozbawiony oczywiście wad – w końcu zarżnięty przez sztuczne przedłużanie, ale to było właśnie to. Obraz dostosowany do młodego widza, podany w atrakcyjnej formie i w miarę dostosowany do potrzeb współczesnego odbiorcy. A gdyby jeszcze wpompować w niego znacznie, znacznie (!) większe pieniądze? Podobną drogą mogłyby podążyć gry komputerowe. Przykłady Wiedźmina czy Cyberpunka 2077 pokazują, że Polacy nawiązują walkę z gigantami tej branży –  a nawet mogą ją wygrywać. Oczywiście to tylko kilka z wielu przykładów działań niezbędnych, jeśli chcemy jako Polska nawiązać równą walkę na polu polityki historycznej. Trudno w kilka lat naprawić dziesiątki lat zaniedbań, kłamstw, fałszu i manipulacji. Czy to jest w ogóle możliwe? Bez kompleksowego, konsekwentnie realizowanego i bardzo drogiego planu niestety nie.

 

Dariusz Niemiec

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *