5 listopada 2024
Aktualności

Niemcy rozdawali dzieciom cukierki [FELIETON]

Dariusz Niemiec
Autor: Dariusz Niemiec

Czy wiecie, że Wehrmacht nigdy nie został uznany za organizację zbrodniczą? Nie? To już wiecie. Dlaczego? Oto jest pytanie! W zasadzie mamy do czynienia z zupełnie odwrotną sytuacją: Wehrmacht jest w Niemczech gloryfikowany i od dekad utrwala się mit jakoby niemieccy żołnierze postępowali „rycersko, szlachetnie i etycznie” podczas zmagań wojennych. Totalny rozjazd z rzeczywistością – szczególnie jeśli przyjrzymy się kampanii wrześniowej.

Znamienne jest to, że czytając liczne wspomnienia spisane na kilka tygodni przed wybuchem wojny, często można się spotkać z tym, że ludzie przeczuwali, że ten konflikt będzie inny i doskonale zdawali sobie sprawę z tego kto stanowi największe zagrożenie. Monika Kicman opisuje w swoich wspomnieniach rozmowę, która miała miejsce kilka dni przed rozpoczęciem II Wojny Światowej. Jeden z przedstawicieli starszego pokolenia wskazał wówczas: „… ledwie człowiek odetchnął po jednej wojnie, a tu masz. I znowu z tymi śmiertelnymi wrogami. Cztery lata byłem u Niemców w niewoli, to wiem, czym to pachnie.”.

Stereotypowy Thomas Müller zapewne będzie się bronić: mój dziadek czy pradziadek był w porządku, to była wojna, był żołnierzem i wykonywał jedynie rozkazy, w przeciwnym wypadku poniósłby konsekwencje. A jakie to były rozkazy? Nie pozostawiają one wątpliwości, że chodziło o totalną anihilację Polski i Polaków. Pod koniec sierpnia Hitler mówił: „Bądźcie bez litości! Bądźcie brutalni! Osiemdziesiąt milionów ludzi musi otrzymać to, co im się należy, a należy im się zapewnienie egzystencji. Prawo jest po stronie najsilniejszego. Trzeba postępować z maksymalną surowością. (…) Ta wojna jest wojną unicestwienia. (…) Całkowite zniszczenie Polski jest naszym głównym celem wojskowym (…) … zabijać bez miłosierdzia i bez litości mężczyzn, kobiety i dzieci polskiego pochodzenia i polskiej mowy.”.

Jasne – niby nie każdy musiał wypełniać rozkazy, przecież w kimś mogło nagle obudzić się sumienie, ale to nieudolne próby zawracania biegu rzeki patykiem. Powyższe wytyczne były skrupulatnie, a nawet nadgorliwie realizowane w większości przypadków. Ktoś powie, że dziadek Hans wykonywał rozkazy, bo musiał, bo to była wojna, ale nie cieszył się. Otóż istnieje zbyt wiele świadectw wskazujących na coś zupełnie przeciwnego. Niemieccy żołnierze nierzadko mieli duży ubaw. Szczególnie w tym względzie odznaczali się lotnicy Luftwaffe. Podczas pierwszych tygodni wojny to właśnie działania niemieckiego lotnictwa pociągnęły za sobą największą ilość ofiar cywilnych. Po części przyczyną tego był fakt, że w Luftwaffe służyło wielu młodych ludzi ślepo realizujących założenia zbrodniczej ideologii forsowanej przez partię Adolfa Hitlera i kilkadziesiąt milionów głosujących na nią Niemców.

W brytyjskim Archiwum Narodowym zachowały się stenogramy z podsłuchów niemieckich jeńców z ośrodka CSDIS. Jeden ze strzelców mówił: „Ściganie po polu pojedynczych żołnierzy ogniem karabinów maszynowych i zostawianie ich tam z kilkoma kulami w kręgosłupie było naszą rozkoszą przed śniadaniem (…) Atakowaliśmy z 10 metrów, a kiedy ci idioci biegli, miałem dobry cel.”. Inny lotnik niemiecki wskazywał: „Zaczęliśmy strzelać (..) co za radocha (…) Załatwialiśmy również kobiety pchające wózki z dziećmi.”. Kolejny z jeńców przyznał, że czerpał „sportową przyjemność” z bombardowania i ostrzeliwania cywilów.

Wspominana już Monika Kicman tak opisywała dramatyczną sytuację w Warszawie: „… punkty sanitarne i opatrunkowe ledwie zostały ogłoszone przez radio, już samoloty je wypatrzyły i zostały zbombardowane. Zwyczajna banda oprychów. Bombardują szpitale, kościoły, sierocińce, wszystkie skupiska ludzkie. Z broni pokładowej strzelają do ludzi stojących w ogonku za chlebem czy wodą. Jak świat światem, takiego barbarzyństwa nie było.”. 25 września 1939 roku przeprowadzono szczególnie zintensyfikowane naloty na Warszawę. 10 tysięcy mieszkańców zginęło, 35 tysięcy zostało rannych oraz zniszczono 12% zabudowy.

Wojska lądowe nie chciały być w niczym gorsze od swoich kolegów lotników. Rasa panów wkraczała do Polski. Polski brudnej, zapuszczonej, zacofanej, zamieszkanej przez podludzi i oddzielonej przepaścią cywilizacyjną od światłych Niemiec. Takie tony pobrzmiewają w listach, wspomnieniach i pamiętnikach niemieckich żołnierzy biorących udział w kampanii wrześniowej. Oto kilka przykładów: „Mieliśmy tu okazję zobaczyć jak mieszkają Polacy. Aż trudno sobie wyobrazić, w jakim brudzie dobrze się czują. Polak nie wie czym jest kultura mieszkaniowa, jakiej wymaga najuboższy Niemiec.”, „Komarno było całkiem sporym miastem, nie mogło się jednak wyprzeć swego polskiego charakteru, o którym świadczyły brudne ulice, Żydzi itp.”, „Bruk z polnych kamieni, brudne niskie lepianki bez progu i sieni, często z dziurami zamiast otworów okiennych. Przed swoimi domostwami siedzą niechlujne postacie w łachmanach.”, „Po wsiach pozostał tylko jeden albo dwa domy. Nie ma czego żałować. Wręcz przeciwnie – dobrze się stało, że te siedliska pluskiew zniknęły z powierzchni ziemi.” i wreszcie makabryczne podsumowania: „Jeszcze nigdy nie czułem się do tego stopnia panem…”, „Życie ludzkie na terenach okupowanych jest nic nie warte.”.

Sposób prowadzenia wojny przez niemieckich żołnierzy podczas kampanii wrześniowej przeczył wszystkim ówczesnym normom prawa międzynarodowego. Łamał postanowienia konwencji genewskiej i konwencji haskich. Ofiarami licznych zbrodni wojennych popełnionych we wrześniu 1939 roku była w ogromnej ilości przypadków bezbronna ludność cywilna. Na przykład 5 września 1939 roku dokonano pacyfikacji wsi Kajetanowice. Podczas masakry jeden z żołnierzy miał mówić, że Polaków trzeba wymordować „od kołyski”. Zamordowano wtedy 72 osoby, a w tym 5 małych dzieci, 14 młodocianych, 12 kobiet i 6 osób starszych. Ogółem zginęła 1/3 mieszkańców miejscowości, a sama wieś została doszczętnie spalona. Inna masakra miała miejsce w miejscowości Wyszanowo na początku września. W piwnicy jednego z budynków schroniło się 21 osób (w tym 13 dzieci i 8 kobiet). Do pomieszczenia wrzucono granaty. Jedynie 3 osoby przeżyły. Tego typu bestialskie pacyfikacje trwały w zasadzie przez całą wojnę. Niemieccy zwyrodnialcy dali popis swojej „sztuce” w 1943 roku we wsi Michniów, gdzie wymordowali 204 osoby (wielu spalono żywcem), a w tym 53 kobiety i 48 dzieci.

W ostatnim czasie spotykam się z zatrważającymi opiniami jakoby Wehrmacht nie był w sumie taki zły, a niemieccy żołnierze byli normalnymi ludźmi wypełniającymi rozkazy. Co gorsza tego typu farmazony nierzadko wychodzą z ust Polaków. Częstokroć pojawia się absurdalny argument – który urasta już do rangi symbolu – że przecież żołnierze niemieccy rozdawali dzieciom cukierki. Mówi się, że to była wojna, a na wojnie nic nie jest czarno-białe. Zwolennicy utrwalania i rozpowszechniania mitu „rycerskiego Wehrmachtu” wskazują, że na wojnie wszyscy mają swoje grzechy, mniejsze i większe. Polacy też. Moment. Czy wymordowaliśmy 6 milionów Niemców? Porwaliśmy 200 tysięcy niemieckich dzieci celem ich spolonizowania? Czy skradliśmy pół miliona cennych niemieckich dzieł sztuki? Niszczenie miast do fundamentów? Obozy śmierci? Wywózki na roboty? Masowe rozstrzelania? Wyniszczenie inteligencji? Ludobójstwo? Śmiertelny terror? I tak dalej, i tak dalej? Nie, nie i jeszcze raz nie. Dla mnie wszystko jest tutaj perfekcyjnie czarno-białe, a granica między dobrem i złem jest klarownie widoczna. Mam zatem gdzieś argument, że „to była przecież wojna”. Mówi się, że Wehrmacht był lepszy czy bardziej cywilizowany od komunistów, od czerwonej zarazy i dzikich ludów wschodu. Obiektywnie może tak, może nie. Ale nie interesuje mnie to, w momencie kiedy rozważam niemieckie i tylko niemieckie zbrodnie. W tej chwili te wszystkie dylematy mnie po prostu nie obchodzą.

„Ukoronowaniem” zbrodniczej, niemieckiej taktyki podczas kampanii wrześniowej było ogłoszenie 4 października przez Adolfa Hitlera amnestii dla wszystkich żołnierzy winnych zabójstwa osób cywilnych w Polsce.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *