TARNÓW: Krzyczała, że nikt jej nie kocha i chciała sobie odebrać życie
20-letnia mieszkanka Tarnowa chciała skoczyć z wiaduktu kolejowego ulicy Kwiatkowskiego. Z pomocą ruszyli policjanci, ratownicy medyczni, strażacy oraz rodzina. Wysiłki wszystkich pozwoliły zapobiec rodzinnej tragedii.
W poniedziałek około godziny 23. umundurowany patrol prewencji przejeżdżając ulicą Kwiatkowskiego zauważył siedząca na barierce wiaduktu kolejowego młodą dziewczynę. W tym samym czasie przechodzień zatrzymał radiowóz i poinformował policjantów o tym, że siedząca na poręczy wiaduktu dziewczyna chce skoczyć. Gdy policjanci się zatrzymali dziewczyna przeszła na zewnętrzną jego stronę i krzycząc, że skoczy, nie pozwalał do siebie podejść. O całej sytuacji został powiadomiony Dyżurny Komendy Miejskiej Policji w Tarnowie, który skierował na miejsce dodatkowe patrole oraz strażaków i ratowników medycznych. Powiadomiono także policyjnych negocjatorów. W tym samym czasie będący na wiadukcie patrol w składzie st. post. Piotr Bogusz i post. Marcin Wałaszek rozmawiali z dziewczyną, usiłując przekonać ją do zrezygnowania z powziętego zamiaru. Ta jednak za każdym razem odchylała się za barierkę i trzymając się jedynie jedną ręką krzyczała, że świat się jej całkowicie załamał, nikt jej nie kocha i nie ma po co żyć. Policjanci nie dawali za wygraną i konsekwentnie prowadzili z nią negocjacje. Do pomocy włączyli się również członkowie rodziny, którzy także przekonywali i odwlekali w czasie zamiar dziewczyny. Przełom w sytuacji zmienił się z chwilą pojawienia się na miejscu jej brata. To on podszedł do siostry, która pozwoliła mu się zbliżyć. Gdy nawiązał z nią rozmowę, podszedł do niej, a następnie przytulił siostrę i już jej nie puścił, to z kolei umożliwiło ratownikom pomoc w przełożeniu dziewczyny przez barierki na drogę i udzieleniu jej niezbędnej pomocy. Decyzją ratowników medycznych pogotowia trafiła ona pod opiekę lekarzy specjalistów tarnowskiego szpitala. Tym razem pomoc przyszła na czas i nie doszło do rodzinnej tragedii.