28 kwietnia 2024
Aktualności

Kiedy naziści spadli z księżyca?

Od lat mamy do czynienia z konsekwentnie realizowanym planem rozmywania niemieckiej odpowiedzialności za zbrodnie popełniane podczas II Wojny Światowej. Chodzi nie tylko o wybielanie Niemców, ale również o jednoczesne przypisywanie sprawstwa innym narodom poprzez wrzucenie ich do obszernego worka, na którym umieszczono napis: naziści. Jednak im dłużej obserwuję ten mechanizm, tym częściej nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ten starannie przygotowany i wdrażany plan w dłuższej perspektywie czasowej będzie polegał na tym, że ten worek został przygotowany dla nas – Polaków.

Niektórzy realizują ten plan wyjątkowo gorliwie nierzadko przeciągając strunę do bolesnych granic możliwości. Niedawno, bo pod koniec 2020 roku, w 75 rocznicę rozpoczęcia głównego procesu norymberskiego, Ambasador Niemiec w Polsce napisał w mediach społecznościowych, że przed sądem w Norymberdze stanęli mężczyźni odpowiedzialni za najohydniejsze zbrodnie w historii. Nie Niemcy, nie hitlerowcy, a nawet już nie naziści, lecz bliżej nieokreśleni „mężczyźni”. Oczywiście ten wpis spotkał się z falą krytyki, ale to co napisano w jakiś sposób odcisnęło się w świadomości wielu ludzi i być może mało kto zwrócił uwagę na to, że jest tu jakiś problem. Poza Polską oczywiście. Czy ktoś jest na tyle naiwny, aby sądzić, że ten wpis był przypadkowy albo jest zwykłym niedopatrzeniem? To pragmatycznie realizowana od dawna określona strategia mająca na celu historyczne wybielanie Niemców. Warto podkreślić, że Ambasador Niemiec w Polsce jest synem oficera Wehrmachtu, który do niemal ostatnich dni Hitlera służył wodzowi III Rzeszy jako jego adiutant w upadającym Berlinie. Nadgorliwość gorsza od… nazizmu?

Ale kiedy właściwie to wszystko się zaczęło? Kiedy mityczni naziści zaczęli zastępować Niemców w zbiorowej świadomości ludzi na całym świecie? Stało się to dość dawno temu, bo mechanizm ten został nakręcony wkrótce po II Wojnie Światowej i niezwykle trudno jest go dziś nawet spowolnić, nie mówiąc o zatrzymaniu, ponieważ doszliśmy do takiego miejsca, w którym o „polskich obozach śmierci” mówili już najwięksi politycy na całym świecie. Cofnijmy się zatem do czasów, kiedy wdrażano w życie jedną z największych ściem historii, czyli pozornie denazyfikowano Niemcy, a tysiące zbrodniarzy skutecznie unikało sprawiedliwości.

Jednym z nich był generał Reinhard Gehlen – podczas wojny szef wydziału wywiadu wojskowego Obce Armie Wschód i jak się okazuje przyszły twórca i jednocześnie szef BND (Bundesnachrichtendienst), czyli zachodnioniemieckiej służby wywiadowczej. Gehlen był podwładnym Waltera Schellenberga – szefa wywiadu SS, jednego z najbliższych współpracowników Heinricha Himmlera. A stąd już tylko krok do Adolfa Hitlera. Skądinąd wiadomo, że wódz III Rzeszy cenił sobie raporty, analizy i dokumenty opracowywane przez Gehlena. Organizował on również siatkę szpiegowską na terenach zajmowanych przez Sowietów.

Gdy stało się jasne, że III Rzesza upadnie, wielu przedstawicieli zbrodniczego niemieckiego reżimu zaczęło przygotowywać sobie swego rodzaju szalupy ratunkowe, aby uniknąć sprawiedliwości. Gehlen zgromadził obszerne archiwum zawierające cenne dane wywiadowcze i właśnie w tym upatrywał swojej szansy na ucieczkę przed odpowiedzialnością za bliską współpracę z hitlerowskimi elitami. Naturalnie ze względu na przedmiot swojej szpiegowskiej działalność wolał trafić w ręce Amerykanów, niż Sowietów – i tak też właśnie się stało. W istocie służby USA wykazały zainteresowanie wiedzą i dokumentami Gehlena i szybko wywiozły go do Stanów, gdzie ten zaoferował im swoje usługi – zaproponował stworzenie grupy wywiadowczej gromadzącej informacje o Związku Sowieckim. Innymi słowy siatka szpiegowska stworzona przez Gehlena miała przejść pod zwierzchnictwo Amerykanów.

Gehlen został przerzucony do Niemiec i stworzył zaczątek dzisiejszej służby wywiadowczej – powstała tak zwana Organizacja Gehlena. Amerykanie niby warunkowali jej funkcjonowanie od tego, że w jej strukturach nie będą pracowali zbrodniarze wojenni, członkowie SS czy funkcjonariusze Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy, ale oczywiście w praktyce nie miało to żadnego znaczenia. Jednym z celów jakie stawiał sobie Gehlen było rozpoczęcie procesu zdejmowania odium zbrodniarzy, morderców i ludobójców z Niemców. Rozpoczęła się wielka gra propagandowa. W ramach Organizacji Gehlena funkcjonowała tak zwana Agencja 114. Na jej czele stał Alfred Benzinger – zbrodniarz wojenny, były funkcjonariusz hitlerowskiej policji wojskowej. Na marginesie trzeba wskazać, że dobierał on sobie współpracowników z bogatą kartoteką. Na przykład Konrad Fiebig – oskarżony o zamordowanie 11 tysięcy białoruskich Żydów. Albo Walter Kurreck, członek szwadronu śmierci SS Einsatzgruppen D – odpowiedzialny za dziesiątki tysięcy mordów podczas wojny. Ogólnie jeśli chodzi o Organizację Gehlena, to przeprowadzone na początku lat 50. przez CIA śledztwo wykazało, że od 13 do 28 procent pracowników Organizacji to byli członkowie NSDAP, z których od 5 do 8 procent to byli członkowie SS, SD albo SA. W przybliżeniu pod koniec lat 40. około 400 pracowników zazwyczaj wysokiej rangi posiadało taką przeszłość. Jeszcze w latach 70. od 25 do 30 procent zatrudnionych w BND było niegdyś członkami tych organizacji. To tyle jeśli chodzi o amerykańskie warunki dotyczące nieangażowania w prace wywiadu osób z hitlerowską przeszłością.

Wkrótce po wojnie pojawiła się konieczność powolnego zrzucania z Niemców odpowiedzialności za zbrodnie popełniane podczas II Wojny Światowej. Dlaczego? Gra toczyła się o wysokie stawki, ale przede wszystkim chodziło o handel, a jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Jak utrzymywać dobre stosunki dyplomatyczne z narodem, który jeszcze kilka lat temu dokonywał masowych morderstw w specjalnie do tego celu stworzonych obozach? Jak utrzymywać kontakty handlowe z narodem, który równał całe miasta z ziemią w imię swojej zbrodniczej ideologii? Trzeba więc było zdjąć odium za zbrodnie z czasów wojny z Niemców i Niemiec. Jak to zrobić? Przewracając stolik i odwracając pojęcia.

Zadania tego podjął się w roku 1956 wspominany już Alfred Benzinger zwany „Grubasem”. Znaleziono prostą receptę na bolączki trapiące Niemców, którzy jeszcze niedawno z nieskrępowaną ochotą mordowali na całym świecie wykorzystując do tego każdy możliwy sposób. Wystarczyło trochę pobawić się słowami, liczyć na bierność świata, a wręcz nawet jego cichą akceptację, a jak mawiał Grubas: „Konsekwencja i czas zrobią resztę.”.

Zaproponowano, aby mocno upowszechnić sformułowanie „polskie obozy koncentracyjne” i tym samym konsekwentnie wypierać zwrot „niemieckie obozy…” ze świadomości ludzkiej. W podobny sposób wprowadzano do obiegu publicznego i sukcesywnie forsowano słowo „naziści”, które w kontekście makabry II Wojny Światowej zaczęło w pewien podświadomy sposób powszechnie zastępować słowo „Niemcy”. Tylko tyle, albo aż tyle. Proste i skuteczne, choć jednocześnie przerażające. Ile złego (choć dla niektórych niewątpliwie sporo dobrego) może uczynić pozornie niewielka manipulacja. Tylko w 1956 roku zwrot „polskie obozy…” był już używany przez 3 wysokonakładowe niemieckie gazety, a z kolei na całym świecie takich przypadków miało być łącznie kilkadziesiąt. Dalej wszystko potoczyło się już siłą rozpędu. Termin podchwyciły inne media, a w tym oczywiście telewizja.

Efekt jest taki, że do dzisiaj musimy wciąż i wciąż słać noty protestacyjne czy sprostowania do redakcji i placówek dyplomatycznych na całym świecie, bo przecież nie było czegoś takiego jak „polskie obozy śmierci”. Aż głupio wciąż się z tego tłumaczyć – za przypisywanie zbrodni niemieckich Polsce i Polakom powinny po prostu grozić bardzo surowe kary. Moim zdaniem drakońskie sankcje finansowe najlepiej przemówiłyby do rozsądku w takich sytuacjach. Alfred Benzinger w 1956 roku miał powiedzieć: „Odrobina fałszu w historii po latach może łatwo przyczynić się do wybielenia historycznej odpowiedzialności Niemiec za zagładę.”. Widzimy niestety, że nie pomylił się ani trochę.

Można w zasadzie powiedzieć, że działania podejmowane przez zespół Benzingera były zakrojoną na szeroką skalę PRową akcją marketingową, która niczym nie ustępuje kampaniom reklamowym kreowanym przez współczesnych nam specjalistów od promowania takich globalnych marek jak Bayer, Ford czy Hugo Boss. W końcu narracja forsowana przez Agencję 114 przyjęła się nad wyraz dobrze na całym świecie skoro w 2012 roku  nawet ówczesny Prezydent USA Barack Obama użył sformułowania „polski obóz śmierci”.

Dariusz Niemiec

Jeden komentarz do “Kiedy naziści spadli z księżyca?

  • Porusza Pan bardzo istotny temat. Walka ze zbyt daleko idącym uproszczeniem „polskie obozy” jest bardzo niesamowicie istotna. Nie tylko dlatego, że to sformułowanie godzi w dobre imię Polski i w prawdę historyczną, ale także z punktu widzenia szacunku do ofiar, których olbrzymią część stanowili Polacy. Jednakże na kilka spraw chciałabym zwrócić uwagę.
    Przywołuje Pan określenie „mężczyźni” zastosowane przez Ambasadora Niemiec w Polsce. Warto jednak tutaj wspomnieć o słowach Angeli Merkel z jej wizyty w Auschwitz:
    „Oświęcim leży w Polsce, Ale w październiku 1939 roku Oświęcim został zaanektowany jako część Rzeszy Niemieckiej. Auschwitz był niemieckim obozem zagłady, przez Niemców prowadzonym. Dla mnie jest to ważne, żeby położyć nacisk na ten fakt. Ważne jest wyraźne nazwanie sprawców. My, Niemcy, jesteśmy to winni ofiarom. I nam samym”,
    czy też Prezydenta Niemiec Franka-Waltera Steinmeiera z obchodów rocznicy wybuchu II wojny światowej:
    „Stoję w tym miejscu pełen pokory i wdzięczności. Zaprosił mnie pan, by wspólnie z panem oraz pańskimi rodakami uczestniczyć w obchodach. Mój kraj, Niemcy, napadły na sąsiedni kraj, Polskę, pańską ojczyznę. Moi rodacy rozpętali okrutną wojnę, która miała kosztować życie ponad 50 mln istnień ludzkich, w tym miliony obywatelek i obywateli Polski. Ta wojna była zbrodnią niemiecką. (…) Jako gość z Niemiec, staję przed państwem w tym miejscu bosy. Z wdzięcznością spoglądam na walkę o wolność narodu polskiego, pogrążony w smutku chylę czoła przed cierpieniem ofiar. Proszę o przebaczenie za historyczną winę Niemiec i przyznaję się do naszej nieprzemijającej odpowiedzialności.”,
    Co jeszcze władze współczesnych Niemiec mając zrobić abyśmy uwierzyli, naprawdę biorą winę na barki swojej ojczyzny?
    Insynuuje Pan, że Arndt Freytag von Loringhoven (Ambasodor) realizuje koncepcje nazistów, wzmacnia Pan argumentację tym, że ojciec dyplomaty służył w Wehrmachcie. Takie sugestie nie powinny mieć miejsca. Od kiedy wina przechodzi z ojców na synów? Z resztą Prezydent RP przyjął od von Loringhovena listy uwierzytelniające.
    We fragmencie dotyczącym Alfreda Benzingera korzystał Pan chyba tylko i wyłącznie z artykułu blogowego p.t. „Agencja 114 i autorstwa niejakiego Gadającego Grzyba (pod tym linkiem: https://naszeblogi.pl/54593-agencja-114-i-polskie-obozy-koncentracyjne) lub tego samego artykułu opublikowanego w „Gazecie Warszawskiej”, nr 19, 2015. Autor tego artykułu nie podał źródeł z których korzystał, nie wiedząc czy rzekome słowa Benzingera są prawdziwe zastosował Pan zwrot, że Benzinger „miał powiedzieć”. Jeśli buduje Pan narrację o niemieckiej koncepcji dotyczącej planowego rozmywania odpowiedzialności dziejowej, to może warto takie rzeczy sprawdzić w literaturze, zamiast powielać informacje niesprawdzone? Chyba, że Gadający Grzyb jest pewnym źródłem informacji.
    Twierdzi Pan, ze za powielanie uproszczenie „polskie obozy” powinny obowiązywać „drakońskie kary finansowe”? Myślę, że ciężko rozgraniczyć kiedy takie stwierdzenie jest wynikiem nieprzemyślanego skrótu myślowego, a kiedy jest świadomym realizowaniem pewnej koncepcji. Również kto powinien nakładać kary finansowe i w świetle jakiego prawa? Warto natomiast po prostu zwracać uwagę, że to sformułowanie jest błędne, ot takie przeniesie pedagogiki pozytywnej na płaszczyznę stosunków międzynarodowych.
    „Można w zasadzie powiedzieć, że działania podejmowane przez zespół Benzingera były zakrojoną na szeroką skalę PRową akcją marketingową, która niczym nie ustępuje kampaniom reklamowym kreowanym przez współczesnych nam specjalistów od promowania takich globalnych marek jak Bayer, Ford czy Hugo Boss”. To zdanie wydaje się nietrafne
    Rozumiem nawiązania do nazistowskiego wątku przeszłości tych firm, lecz wydaje mi się, że ta strategia ich działania była zgoła inna nić Pan prezentuje. One po prostu starają się przemilczeć tę sprawę, chyba, że nie zauważyłam jakiejś kampanii reklamowej samochodów Ford mówiącej o „polskich obozach śmierci”?
    Reasumując, tak jak już wspominałem pisze Pan o ważnym problemie. Lecz wydaje mi się, że celem tego felietonu jest uderzenie we współczesne Niemcy. Rzuca Pan oskarżenia w kierunku „Bogu ducha winnego” dyplomaty, a sam Pan nie podaje sposobów w jaki sposób można by walczyć z problemem. Nad tym się zastanówmy. 12 listopada 1989 r. miała miejsce msza święta z udziałem Helmuta Kohla i Tadeusza Mazowieckiego, na którym dokonało się pojednanie polsko-niemieckie, jeszcze wcześniej, bo w 1965 r. biskupi Polscy skierowali orędzie do biskupów niemieckich „przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Niektóre środowiska do tej pory nie chcą się pojednać.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

For security, use of Google's reCAPTCHA service is required which is subject to the Google Privacy Policy and Terms of Use.